Kategorie haseł

sztuka
(13)

Nazywam się Paweł Fietkiewicz, lat 85 już. Urodziłem się na Kresach Wschodnich, w Lidzie, gdzie spędziłem dzieciństwo, II wojnę światową i dopiero w zasadzie w trakcie zakończenia wojny wyjechaliśmy jako repatrianci z całą rodziną do Polski w jej nowych granicach. W Polsce przez kilka miesięcy zatrzymaliśmy się w Zamościu, później około roku we Włocławku. W jednym i drugim miejscu nie mogliśmy się zakotwiczyć, bo wszędzie były warunki trudne. Mieszkaliśmy w punkcie etapowym dla przesiedleńców. We Włocławku zacząłem chodzić do gimnazjum. Gdy byłem w drugiej klasie gimnazjum mechanicznego, ojciec wyjechał. Zostawił rodzinę i pojechał do Gdańska, gdzie dostał pracę jako murarz. I po zakończeniu roku szkolnego razem z rodziną do niego przyjechaliśmy. W Gdańsku kontynuowałem naukę w liceum mechanicznym. Była to szkoła, która z Wilna przyjechała do Gdańska. Cała szkoła, nawet nie poszczególni profesorowie – wszyscy wyemigrowali. Tutaj ukończyłem liceum, miałem zamiar studiować, niestety moi „koledzy” z ZMP (Związek Młodzieży Polskiej) zadbali o to, żebym nie został dopuszczony do egzaminu na politechnikę. W związku z tym przez dwa lata pracowałem ze względu na nakaz pracy – wtedy obowiązywały uczniów szkół technicznych dwuletnie nakazy pracy po ukończeniu liceum. Po dwóch latach dostałem się do wojska. W wojsku tak się potoczyły sprawy, że dostałem się do pracowni plastycznej, gdzie mogłem rozwijać swoje zainteresowania, bo oprócz zamiłowania do techniki odziedziczyłem po ojcu pewne skłonności do rzeźby. Kiedy skończyłem wojsko, postanowiłem nie kontynuować pracy w swoim wyuczonym zawodzie, tylko zacząć inne studia. Zdałem na wydział rzeźby w Gdańsku, tam poznałem na pierwszym roku moją żonę. Po pierwszym roku pobraliśmy się. I od tego czasu studiowaliśmy, skończyliśmy studia i rozpoczęliśmy swoją pracę artystyczną. Nigdy nie pracowaliśmy na etatach, tylko na własny rachunek. Żona ukończyła malarstwo i ceramikę, ja również poza rzeźbą ukończyłem ceramikę. Początkowo właśnie dzięki ceramice mieliśmy z czego żyć. Na tyle nam się powiodło, że po iluś latach pracy mogliśmy zbudować własny dom z własną pracownią w Gdyni Orłowie. I tam przemieszkaliśmy większość naszego życia, bo ponad 30 lat. Właśnie tam mieliśmy dobre warunki do pracy, bo dom był duży, z dwiema dobrze wyposażonymi pracowniami, gdzie mogliśmy poświęcić się pracy. Ja przez długi czas zajmowałem się bursztynnictwem i złotnictwem. A przy końcu życia coraz więcej czasu pochłaniały mi sprawy kolekcjonerskie i zajęcia z nimi związane, przede wszystkim konserwacja mebli, które zbieraliśmy. Jako konserwator pracowałem również i dla muzeów oraz osób prywatnych. No i ostatnie pięć lat mieszkamy w Sopocie. Sprzedaliśmy nasz dom w Orłowie, bo był dla nas za duży i trudny do utrzymania w związku z wiekiem.