Wywiad z Klementyną Kisielewicz przeprowadzony w ramach projektu "Sopot 1945-1948", przeprowadzony dnia 2 grudnia 2013r.
Klementyna Kisielewicz urodzona w 1925 roku, około 8-10 km od aktualnej granicy Polsko-Białoruskiej, przybyła do Sopotu w 45 roku, większość życia przepracowała w elektrociepłowni, aktualnie jest na emeryturze.
Zuzanna Leśniak: Ile lat miała Pani miała w tamtym okresie czasu? Klementyna Kisielewicz: W 45 roku miałam 20 lat.
Z.L.: Czy mieszkała Pani w Sopocie od urodzenia?
K.K.: Nie mieszkałam, przyjechałam do Sopotu ze Wschodu. Urodziłam się jakieś 8-10 km od aktualnej granicy Polsko-Białoruskiej, po tamtej stronie.
Z.L.: Jak Pani dotarła do Sopotu?
K.K. : Dotarłam z rodziną różnymi pociągami, między innymi towarowymi, takimi jakie były i mogły kursować mimo wojennych zniszczeń. Podróż była długa, a było z nami dużo ludzi nieznanych i to nie było przyjemne.
Z.L.: Gdzie mieszkała Pani w Sopocie?
K.K.: W Sopocie, moje pierwsze zameldowanie było mieszkanie na ulicy Bitwy pod Płowcami 16. Później miejsca zamieszkania były zmieniane i mieszkam aktualnie w 6 albo 7 mieszkaniu.
Z.L.: Czym zajmowała się Pani w tamtym czasie?
K.K.: Starałam się o prace, trzeba było gdzieś pracować żeby z czegoś żyć i uczyć się. Trudno wtedy było o prace, tak jak teraz jest trudno. Wtedy było trudno bo dopiero co wszystko się rozwijało po zniszczeniach wojennych. Przypominam sobie, że ewentualnie mogłabym iść w kierunku medycyny, szkolić się na siostrę pielęgniarkę, ale ja się do tego nie nadaje. Z ogłoszenia czy od koleżanki dowiedziałam się o Pracowni Rzemiosła Artystycznego, więc zainteresowałam się tam. To było na Niepodległości, czyli Generalissimusa Stalina, mniej więcej tam gdzie było stare pogotowie. Gdzieś w tym miejscu. Pracowałam tam trochę. Pani, która to prowadziła pochodziła z Lwowa i miała zdolności artystyczne, nabyte już we Lwowie, gdzie prowadziła podobną pracownie. Wyrabialiśmy drewniaki, buty na spodach drewnianych. Bo taj jak mówię było trudno o wszystko, o wszystko było trudno. W pracowni Pani nauczyła nas jak postępować, trzymać młotek w ręku i gwoździe. Spody drewniane mieliśmy już gotowe. Wierzchy robiłyśmy nie tylko ze skóry. Pani która to prowadziła, chodziła na rynek, targ tutaj gdzie teraz jest Alma. Sprzedawano tam między innymi filcowe kapelusze, ponieważ każdy kto miał coś do sprzedania tam właśnie to zanosił, ta pani kupowała te kapelusze granatowe, brązowe czerwone, przynosiła je do pracowni. My je na mokro rozprostowywałyśmy i prasowałyśmy żelazkiem. Wtedy nadawały się do wykroju. No i się pracowało, i pracowało, a potem ta Pani powiedziała, czy może ktoś od niej tego wymagał, trudno powiedzieć, żebyśmy się zapisały do organizacji OMTUR, ja to sobie jakoś utrwaliłam Organizacja Młodzieżowa Towarzystwa jakiegoś tam UR, według naszego rozeznania była to taka komunistyczna
organizacja, więc my, że nie. Zbuntowałyśmy się, na znak tego wyszłyśmy z pracowni, powiedziałyśmy, że już nigdy więcej tam nie przyjdziemy i poszłyśmy na molo, zrobić zdjęcie, nadal mam to zdjęcie, na tle Grand Hotelu. Była nas trójka: Irena, Klara i ja.
Z.L.: Jakie wydarzenia z tamtego okresu były dla Pani wyjątkowo ważne?
K.K.: Nauka, kończyłam wtedy liceum ogólnokształcące. Najpierw chodziłam do Liceum im.Marii Curie Skłodowskiej, potem coś zlikwidowano, zmieniło się i trafiłam do Liceum im. Bolesława Chrobrego. Oprócz tego miałam problemy z pracą. Koleżanka poradziła mi się zgłosić tam gdzie pracowała bo akurat tam mieli wolny etat, ale tam trzeba było mieć czerwone podniebienie.
Z.L.: Czy ma Pani jakieś szczególnie dobre wspomnienia w kontekście mieszkania w Sopocie w tamtym czasie?
K.K.: Żadnych szczególnych nie mam po prostu życie jak życie. Znajomych się miało, czy z pracy czy ze szkoły. Nic nadzwyczajnego
Z.L.: Co było najtrudniejsze?
K.K.: Praca, taka niepewność, bo były redukcje, akurat mnie nie dotknęły ale były. Wynagrodzenie, jak dostałam prace na etat to nawet się nie pytałam jakie będzie, bo trzeba było się śpieszyć, nawet nie byłam w urzędzie pracy na skierowanie, chyba przez 1.5 miesiąca pracowałam bez skierowania. Uciążliwe były także dojazdy do pracy, teraz skm'ka jeździ co parę minut, wtedy jej w ogóle nie było. Jeździły tylko pociągi osobowe, kilka w godzinach porannych, kilka w godzinach po pracy. Co się pamięta z tamtych czasów, przyjeżdżał pociąg z Gdyni do Gdańska i był już cały pełny, jak się dostało do środka to był straszny ścisk, a na następnych stacjach jeszcze się dosiadali. Pamiętam pewnego razu nie mogłam się dostać do środka wagonu, to chyba do Oliwy jechałam na stopniach, zresztą nie tylko ja tak robiłam. W pociągu staliśmy jeden przy drugim a wysypka była dopiero w Gdańsku. Pamiętam taki śmieszny moment jak z koleżankami i kolegami spotkaliśmy się w trakcie wysiadania, ludzie szli jak lawa więc wyciągnęłam rękę i mówię "Trzymaj się, chodź za mną, trzymaj się!" , miałam na myśli koleżankę, ale jej już nie dało się złapać bo przepadła gdzieś w tłumie i jakiegoś mężczyznę złapałam za rękę i on powiedział "Ja się trzymam, ja się trzymam!". Takie przyjemności były. Jak się do tego Gdańska dojechało, a Gdańsk był zniszczony i się szło tam gdzie teraz jest Długi Targ, to tam były nasypy straszne, gruzy straszne, albo trzeba było iść na przełaj, zniszczenia były także koło kościoła św. Katarzyny, gdzie wstępowaliśmy do kapliczki na pacierz. A wracając do dojazdów, nie można było spóźnić się do pracy, nie można było. Na portierni była lista obecności, potem ta lista szła do kadr, a jeśli ktoś się spóźnił, sprawa szła do prokuratora, żeby wytłumaczyć się, albo mogli zamknąć.
Z.L.: Co było powodem radości?
K.K.: Koleżeńskie spotkania, jakieś uroczystości, prezenciki; teraz wydają się śmieszne, jakieś pojedyncze naczynia, czy kwiatki.
Z.L.: Czy było widać ślady działań wojennych w Sopocie?
K.K.: Było, tu gdzie był dom towarowy było, został odbudowany po kilku latach, tam gdzie jest Scheraton. Był także pobudowany barak na targi gdańskie, ten barak do niedawna był,
zburzono go jakieś 7-6 lat temu, tam były meble ostatecznie, ale to już późniejsze czasy. Na obecnym Monte Casino, był bruk, kocie łby i autobus 122 jeździł przez tą ulice, przystanek był przy molo, jeździł do Oliwy. Tak było, teraz nie do pomyślenia.
Z.L.: Jak wyglądały miejsca znane?
P.K.: Molo było zawsze atrakcją, molo ocalało. Kościół św. Jerzego, o ile ja wiem był katolicki, a wcześniej ewangelicki ale musieli wyjeżdżać.
Z.L.: Co działo się w tamtych czasach na Sopockich plażach?
P.K.: Opalano się. Plaża nie była tak oczyszczona i zadbana jak teraz. Ponieważ budynki nad morzem były nie były przeznaczone dla przeciętnych ludzi a dla osób z wojska i rządu, w tych budynkach (w kierunku Jelitkowa) były sanatoria i nie można tam było wchodzić, plaża od tych budynków była odcięta, była siatka druciana i przejścia nie było. Były kosze plażowe. Sopot zaczął się rozwijać z roku na rok, kiedy odbudowano dom towarowy, zaczęto zamykać co mniejsze sklepiki bo nie były już potrzebne. Na przeciwko domu towarowego był tak zwany "Galuks", sprzedawano tam jak na tamte czasy dobra luksusowe sprowadzone z NRD.
Z.L.: Jak wyglądała komunikacja miejska?
K.K.: Tak jak mówiłam, był autobus 122 a oprócz tego pieszo.
Z.L.: Czy w Sopocie było dużo samochodów?
K.K.: Nie, nie było prawie w ogóle.
Z.L.: Czy istniały miejsca typowo rozrywkowe?
K.K.: Tak były. Teatr w miejscu aktualnego Teatru Kameralnego, grali sztuki aktorzy którzy byli znani, były dobre sztuki. Było kino Polonia i kino Bałtyk, aktualnie jest tam teatr. Z zakładów pracy otrzymywaliśmy bilety albo zniżki, albo po prostu się kupowało bilety jak się chciało iść. W Grand Hotelu odbywały się potańcówki, chociaż tam było drogo, ale bywało się czasami gdy zakład organizował jakieś uroczystości. Na Monte Casino były kawiarnie, Wawela, Wedla, bardzo dobre ale drogie. Była także restauracja Pod Strzechą.
Z.L.: Jak wyglądała przyroda w Sopocie?
K.K.: Zieleni od początku było bardzo dużo, może teraz jest jej trochę więcej ponieważ się rozrosła. Sopot właśnie tym się charakteryzował, w przeciwieństwie do Gdyni i Gdańska, że było dużo zieleni.

*Praca konkursowa - Zuzanna Leśniak, Klaudia Węgrzynowska, II Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Chrobrego w Sopocie