„Sopocianie 1945 -1948”
Wywiad przeprowadzony z mieszkanką starego Sopotu:
Ewą Wójcik –Niechodą
(babcią autorki wywiadu)

Cześć babciu, cieszę się, że wyraziłaś zgodę na udzielenie mi wywiadu. Jest to dla mnie duże przeżycie, pierwszy raz przeprowadzam wywiad. Dużo słyszałam opowieści rodzinnych, jak kiedyś wyglądał Sopot i jak się toczyło życie w czasach kiedy byłaś mała i jak dorastałaś , ale pierwszy raz ruszamy w tak daleką podróż historii tylko we dwie, babcia i wnuczka.
Babciu wiem, że urodziłaś się w szpitalu w Sopocie, dziś już ten szpital nie istnieje , powiedz mi gdzie się znajdował ?

Urodziłam się w Sopocie,na ul. Obrońców Westerplatte, był tam wtedy szpital położniczy prowadzony przez siostry zakonne. W późniejszym czasie utworzono tam przychodnię lekarską.

Opowiedz mi jakie było Twoje dzieciństwo? W co się bawiliście? I jak spędzaliście czas jako małe dzieci? Z opowiadań wiem że dzieli nas przepaść technologiczna ale zazdroszczę ci tamtych czasów ponieważ dużo czasu spędzało się na podwórku a teraz po prostu nie ma tam dzieci chyba wolą spędzać czas przy komputerze w wirtualnym świecie, co tym myślisz?

Przeraża mnie to , że dzieci już nie mają ze sobą takiego kontaktu jak kiedyś . My całe dnie spędzaliśmy na podwórku lub na plaży. Pamiętam spacery z rodzicami po dzikim jeszcze wtedy parku który znajduje się w łazienkach północnych. Nie było tam wtedy latarni i chodników. Plaże były niestrzeżone, tylko koło „ Grand Hotelu” plaża była ogrodzona i strzeżona, a za wstęp na nią było trzeba płacić. Nie było wtedy dmuchanych materacy ani kół do pływania , największym marzeniem każdego było zdobycie dużej dętki od samochodu . Mieściło się tam cztery a nawet pięć osób, zabawa była przednia. Jeżeli ktoś miał taką oponę to był ktoś można to porównać do tabletu lub innych wspaniałych wynalazków twoich czasów. Na podwórku najczęściej bawiliśmy się w berka , w chowanego, komórki do wynajęcia, w klasy, pikutki , i cymbergaja. Jak sobie pomyślę o moim, i Twoim dzieciństwie to rzeczywiście dzieli nas bardzo dużo, ty masz wszystko w zasięgu ręki, a ja musiałam o wszystko walczyć ,ale odpowiem ci szczerze na twoje pytanie, postęp technologii bardzo mi się podoba, sama korzystam z wynalazków nowoczesność, i najbardziej jednak boli mnie to, że wasze pokolenie tak mało czyta, a książka to okno na świat i tego nie zastąpi internet.

Powiedz mi do jakich szkół chodziłaś i jak wtedy wyglądało życie nastolatków? Bardzo mnie ciekawi jak wtedy toczyło się życie w szkole?

Odpowiem ci od razu na twoje ostatnie pytanie bo widzę, że rzeczywiście cię to ciekawi. Za moich czasów była bardzo duża dyscyplina i uczniowie dosłownie bali się swoich nauczycieli, można było stosować kary cielesne i żaden rodzić nie przychodził na skargę, ale o tym opowiem ci za chwilę. Za nim poszłam do szkoły podstawowej nr. 7 pamiętam jako małe dziecko, jak ją budowali. Był to teren bagienny, dlatego moja szkoła została zbudowana na palach, podobnie jak Grand Hotel
Wtedy to była najbardziej nowoczesna szkoła w trójmieście. Wszędzie były parkiety, dlatego po szkole chodziliśmy w kapciach. Jako jedna z nielicznych posiadała i nadal posiada schron przeciw atomowy. Było tam, ogromne boisko i jak na tamte czasy bardzo dobrze wyposażone. Chodziliśmy do szkoły w fartuszkach z białym kołnierzykiem.

U nas też jakiś czas temu wprowadzili ubiór szkolny, tylko nazywany był mundurkiem, całe szczęście nie trwało to długo, bo nikt tego nie lubił.
My chodziliśmy tak przez całą podstawówkę i nawet nikt nie marzył , że może być inaczej. Na każdej ławce znajdował się kałamarz.

Przepraszam babciu ale co to jest kałamarz?

To butelka w której znajdował się atrament maczaliśmy w nim pióro i pisaliśmy nie było wtedy piór wiecznych a tym bardziej długopisów. Chodziliśmy do szkoły również w soboty. Wracając do dyscypliny to za nieodrobienie pracy domowej lub rozmawianie na lekcji pani profesor mogła ukarać ucznia bijąc go linijką w wewnętrzną stronę dłoni, kazać klęczeć na grochu, stać w kącie lub posadzić w oślej ławce

A co to za wynalazek ta ośla ławka? U mnie w szkole po prostu pani zwraca uwagę

Była to specjalna ławka która stała z tyłu pod ścianą i tam szli uczniowie którzy byli niegrzeczni wyjątkowo opornych nauczyciele szarpali za uszy.

Babciu to straszne, co ty opowiadasz? U nas w szkole to chyba policja by przyjechała?

Tak było i każdy uważał, że to jest normalne. Mimo wszystko wspominam moją szkołę podstawową bardzo miło, na szczęście ja nigdy nie zostałam ukarana, tak jak większość dziewczynek z mojej klasy. Przeciwieństwem Szkoły Podstawowej nr.7, było liceum ogólnokształcące im. Bolesława Chrobrego nr.2 w Sopocie. Budynek był już wtedy bardzo stary, z przedwojennymi tradycjami. Przyjmował mnie do szkoły profesor Michał Urbanek, zasłużony polonista dla Sopotu i szkoły, posiada swoją tablicę pamiątkową na ul. Haffnera, dawna Bieruta. Jak wiesz w moje ślady poszła twoja mama i siostra twojej mamy, a w tym roku podtrzyma tradycję rodzinną twój kuzyn Michał. Będzie to już trzecie pokolenie które ukończy LO 2 w Sopocie.

Po skończeniu LO dostałaś się na studia. Jakie są twoje wspomnienia z tego okresu?

Dostałam się na Wyższą szkołę Ekonomiczną w Sopocie. W późniejszym czasie nastąpiła zmiana nazwy na Uniwersytet Gdański. Znajdowały się tam tylko dwa wydziały: „Ekonomia Przemysłu” i „Ekonomia Transportu”, później powstał wydział „Handlu Zagranicznego”. Uniwersytet posiadał bardzo dobrze wyposażoną bibliotekę. Na stołówce wydawano pyszne obiady. W akademiku żeńskim, odbywały się co sobota wieczorki taneczne. Był drugi akademik który znajdował się na ul. Bitwy pod Płowcami, tam odbywały się duże imprezy i bale karnawałowe. Był duży problem z dojazdem ponieważ nie było połączeń autobusowych i było trzeba chodzić na piechotę kawał drogi.

Babciu wróćmy jeszcze do Twojego dzieciństwa gdzie robiliście zakupy? I czy było można zjeść coś gotowego? Na wynos np. coś takiego jak MC Donald, KFC?

Na ciepło można było zjeść na plaży, stał wielki kocioł, a w nim parówki, albo kiełbaski, do tego dawali bułkę, wszystko było podane na tekturowej tatce. Natomiast duże zakupy, robiło się raz w tygodniu na targu w pobliżu uniwersytetu, teraz znajduje się tam market, Alma.
Moje dzieciństwo kojarzy mi się nieodparcie z wyprawami na rynek, na zakupy. Tam wszystko było świeższe i tańsze niż w sklepach. Wchodziłam w obcy i cudowny świat, widziany oczami miejskiego dziecka, które przenosi się na wieś. Niewprzęgnięte konie z wozów stały z zawieszonymi workami owsa na szyi. Na wozach lub obok nich leżały towary: masło, twaróg pozawijane w białe szmatki, butelki tłustej śmietany, słoiki miodu. W koszach wyłożonych słomą leżały świeże jajka, stosy warzyw i owoców. Wszystkiego było można spróbować zanim coś się kupiło. Były też żywe kury, kaczki, króliki, świnki i kozy.

Przepraszam babciu , że ci przerwę ale po co ktoś kupował żywe zwierzęta? Przecież nie mieszkamy na wsi?

Niektórzy ludzie kupowali kury, czy kaczki a potem pozbawiali je życia w piwnicy, oporządzali i gotowali różne potrawy, ale u nas w domu się tego nie praktykowało.

Wyobrażam sobie moją mamę, jak tata przynosi do domu żywą kurę i mówi skarbie zrób rosołek

Ciebie to śmieszy, ale tak było. Opowiem ci dalej o rynku. Ważną częścią bazaru były ciuchy , buty, słodycze a przede wszystkim czekolady przywiezione z zagranicy. Można było kupić przepiękne materiały, z których potem twoja prababcia szyła mi piękne sukienki. W późniejszym czasie moja mama nauczyła mnie szyć i mogłam sama tworzyć sobie kolorowe kreacje. ponieważ w sklepach nic nie było, a jak już coś dowieźli, to było w szarych i burych kolorach .

A gdzie, chodziłaś w takich kreacjach, uszytych przez siebie? Wydaje mi się, że wtedy nie było dyskotek czy eleganckich restauracji

Bardzo się mylisz moje drogie dziecko, Sopot od zawsze żył swoim życiem. Moje najwcześniejsze wspomnienie z Sopotu, to jak zaczynali na Monte Casino, kłaść kostkę brukową. Jak wiesz wcześniej po „Monciaku” jeździły zaprzęgi konne i auta, ale ja już tego nie pamiętam. Odkąd utworzono deptak, powstała istna tzw. „Letnia rewia mody” dziś mówicie na to „lans”. Każdy kto się wtedy liczył, musiał latem być w Sopocie i pokazywać się przynajmniej dwa razy dziennie na „Monciaku”. Świat kultury, teatru, rozrywki, szulerzy, wszyscy którzy mieli pieniądze i byli znani . My mieszkańcy Sopotu, byliśmy dla nich mili i musieliśmy się z nimi liczyć, bo dzięki nim mogliśmy podreperować budżet domowy. Prawie w każdym domu były tak zwane kwatery do wynajęcia . Moja rodzina również wynajmowała pokoje. Niektórzy z nich przyjeżdżali co roku i znajomości z nimi przetrwały długie lata .

Musiało ci babciu być ciężko jak przez dom przewijało się tyle ludzi? Chyba w ogóle nie miałaś spokoju?

Wręcz przeciwnie, wspominam te czasy bardzo miło, dzięki temu poznałam wiele wspaniałych i sławnych ludzi. Mieszkałam wtedy na ul. Gwardii Ludowej, dziś ta ulica nazywa się Mokwy. Jest to uliczka dokładnie położona naprzeciwko Grand Hotelu. Na rogu mojej ulicy, na fundamentach z walących się kamienic, zbudowano bardzo nowoczesny dom literatów tzw. ZAIKS. Mieszkały tam sławy naszego ówczesnego kina, teatru i estrady. Czesława Ćwiklińska, wówczas już bardzo stara, Zbigniew Cybulski, Gustaw Holoubek i Irena Kwiatkowska. W ZAIKSIE często brakowało miejsca, my mieszkaliśmy dwa domy dalej, więc mieszkało u nas dużo aktorów: Gruza, Ryszarda Hanin, Jan Matyjaszkiewicz.

Czy chodziłaś do Opery Leśnej ?

Pewnie że chodziłam. Najpierw czekało się na gwiazdy przed Grand Hotelem, zbierało się autografy, nie było jeszcze wtedy, ochroniarzy i obecnych paparazzi, wszyscy byli mili i mieli czas żeby zamienić z nami parę słów . Ciężko było zdobyć bilety aby dostać się do Opery Leśnej.

Czy były wtedy kina w Sopocie ?

Kina były dwa, mieściły się na ul. Bohaterów Monte Casino. To u góry, koło dzisiejszego Rossmana, to było kino „Bałtyk”. Niezbyt duże, ale bardzo przytulne. Miało mały ekran, więc wyświetlano tam tylko bajki i poranki dla dzieci. Drugie kino „Polonia” znajdowało się koło dzisiejszego „krzywego domku”. Tam wyświetlano filmy panoramiczne. Biletów wiecznie brakowało, kupowało się je w „Orbisie” na parę dni naprzód, albo w kasie na parę godzin przed seansem, w ostateczności, od tak zwanych „koników”…. o wiele drożej. Było jeszcze kino letnie, które znajdowało się na kortach tenisowych. Siedziało się tam na trybunach pod gołym niebem. Seans filmowy zaczynał się dopiero o godz. 22.00. Pamiętam, że filmy leciały wspaniałe i nikt nie przestrzegał wieku widzów. Bardzo miło wspominam ten czas.

Pamiętasz ,może babciu jakie restauracje znajdowały się wtedy w Sopocie?

Tak, oczywiści były to : ”Alga” , „Pod Strzechą” i „Dworcowa” . Algę zbudowano pod koniec lat 50-tych. Pamiętam konkurs radiowy na nazwę tego obiektu. Była wtedy super nowoczesna, na dole znajdowała się jadłodajnia, jadło się tam na stojąco. Na piętrze była restauracja z dansingiem i wielkim tarasem . Każdy chciał wypić tam kawę i zjeść lody. Widok był piękny na plażę, molo i deptak. Obok Algi, na parterze małego domku znajdowała się lodziarnia „Milano”. Były tam wtedy najlepsze lody w Sopocie. Kolejki były bardzo długie.

Lodziarnia „Milano” istnieje do dziś i dalej są tam dobre lody , ale nie ma już tak długich kolejek. Jako dziecko i nastolatka latem spędzałaś bardzo dużo w czasu Sopocie. Miałaś jakieś swoje ulubione miejsca?

Najbardziej lubiłam chodzić do północnych łazienek. Znajdował się tam tzw. „ślimak”, był z betonu i miał trzy kondygnacje . Na pierwszym i drugim piętrze znajdowały się przebieralnie, zamykane na kluczyk, było można tam zostawić swoje rzeczy. Na samej górze, na tarasie znajdowała się kawiarnia i stało dużo stolików, był to taki punkt widokowy na plażę i morze.
Turyści uwielbiali spędzać tam czas. Na plaży było można za opłatą wypożyczyć wiklinowy kosz w do siedzenia, żeby schować się przed słońcem. Z przyjaciółmi graliśmy na plaży w siatkówkę, piłkę ręczną lub w karty. Jako siedemnastolatka zrobiłam patent żeglarza i wtedy bardzo dużo czasu spędzałam na morzu , pływając wokół mola .

Masz jakieś szczególne wspomnienia z Sopotu z tamtych lat , co szczególnie utkwiło Ci w pamięci ?

Z sentymentem wspominam picie z saturatora. Był to przewoźny wózek z małą ladą na której znajdowały się trzy kraniki: w pierwszym był sok , w drugim woda gazowana, a trzeci służył do opłukiwania szklanek . W dzisiejszych czasach było by to nie do pomyślenia, z powodu braku higieny, ale wtedy nikt nie zwracał na to uwagi. Przyjemnie było w gorący letni dzień napić się takiego soku, do dziś pamiętam jego smak. Uwielbiałam watę cukrową sprzedawaną na „Monte Casino” i cukierki –„krówki”. W tym budynku na Monte Casino gdzie teraz jest sklep „ Reserved” znajdował się dom towarowy „Pedet” . Lubiłam z mamą chodzić do tego sklepu, szczególnie na dział zabawek. To wszystko nieodłącznie kojarzy mi się z dzieciństwem spędzonym w Sopocie . W późniejszym czasie zakochałam się w operze leśnej. Opera wyglądała zupełnie inaczej niż dziś. Ławki były bardzo twarde, dach był z brezentu, ale
akustyka była bardzo dobra. Na festiwal, było bardzo ciężko dostać bilety, kupowałam je z dużym wyprzedzeniem . W okresie poprzedzającym festiwal chodziłam między innymi na występy zespołów: „Mazowsza”, „Śląsk” itp. Widziałam przepiękne przedstawienia: operę Moniuszki „Halkę” , oraz ”Straszny Dwór”

Jak na przestrzeni tych wszystkich lat zmienił się Sopot widziany Twoimi oczami ?

Sopot zawsze był i będzie pięknym miastem do którego będą zjeżdżać turyści z całej Polski i nie tylko, ale na przestrzeni tych wszystkich lat, Sopot zmienił się diametralnie. Parki są pięknie utrzymane, są latarnie, wspaniałe trasy rowerowe. Bardzo podoba mi się trasa utworzona dla rolkarzy. Place zabaw dla małych dzieci , większość budynków jest odrestaurowana.

Babciu, wolisz Sopot dzisiejszy? Czy ten, z twoich lat młodości ?

Do Sopotu z moich lat, zawsze będę podchodzić sentymentalnie, bo spędziłam tu całe dzieciństwo, młodość, tu wychowałam moje dzieci i Ty również mieszkasz tu od urodzenia. Jesteśmy rodziną wielopokoleniową, która mieszka w Sopocie . Zawsze będę kochać Sopot bo jest to moje miasto, ale przez te wszystkie lata kiedy obserwowałam, jak pomału się zmienia, uważam, że są to zmiany na leprze. Miasto dużo robi dla dzieci i młodzieży, aby miały gdzie spędzać czas i bardzo mi się to podoba .

Babciu , bardzo Ci dziękuję , że zgodziłaś się na przeprowadzenie tego wywiadu. Była to dla mnie niesamowita przygoda, cofnąć się tak daleko w przeszłość i dowiedzieć się tylu ciekawych rzeczy. Mimo że Sopot bardzo się zmienił i dzielą nas dwa pokolenia, to my jako dzieci nie różniłyśmy się aż tak bardzo.

Ja również dziękuję Ci za ten wywiad. Bardzo mi było miło spędzić z Tobą tyle czasu cofając się w lata mojego dzieciństwa i młodości. Wykazałaś się dużą cierpliwością i umiejętnością słuchania. Mam nadzieje , że odpowiedziałam na twoje wszystkie pytania.
Jeszcze raz dziękuję!

* Praca konkursowa - Oliwia Gałkowska, Szkoła Podstawowa nr 1 w Sopocie